10 rzeczy, których nauczyliśmy się w tym roku na festiwalach

Sezon festiwalowy się skończył?

Ekhm. Sezon LETNICH festiwali w tym roku możemy uznać za zakończony. Co prawda nasz jesienno-zimowy kalendarz szybko się zapełnia, ale… „to już nie to samo”.  Odwiedziliśmy w tym roku mnóstwo wydarzeń, każdemu z nich bacznie się przyglądaliśmy, więc naturalnie czas na posezonowe podsumowania.

Nie chcemy teraz tworzyć rankingów ani porównań – większość z tych festiwali ma na tyle unikalny/regionalny/charakterystyczny klimat, że porównywanie ich nie miałoby sensu. Mamy dla Was coś lepszego. Podzielimy się z Wami tym, czego nauczyły nas w tym roku festiwale – te, na których się bawiliśmy, te o których słyszeliśmy i te na które zawsze chcieliśmy pojechać, ale JESZCZE się nie udało. 

rxpzo

1. Tony śmieci na festiwalach to coraz większy problem.

Spójrzcie na zdjęcia poniżej. Glastonbury nie wygląda już tak malowniczo, prawda? Oczywiście dedykowana grupa wolontariuszy co roku sprząta teren każdego większego wydarzenia, ale nie w tym problem. Nadal nie mamy świadomości, jak szybko tworzymy śmieci i jak długo nie można się ich pozbyć.  I nie mówię tu tylko o festiwalowiczach. Chodzi mi też o organizatorów – wiem, że każdy z nich promuje swój festiwal jako eco-friendly i przewiduje mnóstwo akcji, które mają zapobiec zanieczyszczaniu środowiska ale… czemu w końcu nie wykorzystamy sprawdzonych rozwiązań

 

2. Smaczne, wysokiej jakości jedzenie to już standard.

Pokochaliśmy foodtrucki i to z wzajemnością. Każdego sezonu otwierają się nowe mobilne knajpy, które raczą nas swoimi przysmakami. Im więcej ich się otwiera, tym mocniej muszą ze sobą konkurować, co oznacza, że muszą dbać o sprzedawaną jakość, by nie wypaść z rynku. My nadal nie mamy dość! 

3. Miejskie festiwale są tak samo dobre, jak te organizowane na obrzeżach miasta w naturalnym plenerze.

Podobno ludzie dzielą się na dwie grupy: jedni uwielbiają festiwale miejskie, drudzy najlepiej bawią się poza miastem. Faktycznie branża festiwalowa coraz wyraźniej dzieli wydarzenia na te dwa rodzaje, ale wydaje się, że publiczność zaciera między nimi granice. W dobie festiwalomanii ludzie coraz chętniej odkrywają „nowe” i doceniają różnice między nimi.

4. Bezgotówkowe festiwale to przyszłość.

Jeśli jeździcie na zagraniczne festiwale, znacie to bardzo dobrze.  Na wejściu dostajecie opaskę z chipem i przez tą właśnie opaskę dokonujecie wszystkich płatności na festiwalu. Wygodne, bezpieczne i szybkie? Tak. Jednocześnie łatwe i przejrzyste w rozliczeniach organizatorów. U nas nadal królują żetony, bony, kupony, karty i… banki.

5. Era festiwali wyłącznie-muzycznych dobiegła końca.

O tym wiemy już od dawna, ale teraz staje się to oficjalne. Udział w festiwalu to doświadczenie dla różnych zmysłów. „Festiwal” w zależności od rodzaju przedsięwzięcia traktujemy jako kombinację: spektaklu, parku rozrywki, odpoczynku na łonie natury, targów lokalnej żywności, pokazów mody, wystaw artystycznych i [wpisz brakujące]. Wydarzenia „wyłącznie” koncertowe trudno będzie nam nazywać „festiwalem” i właśnie a propos tego…

6.  „Festiwal” to najmodniejsze słowo sezonu!

Niestety. Jednodniowe koncerty, promocje w supermarketach i targi wystawiennicze – wszystkie te wydarzenia łączy jedno słowo – festiwal! Ze smutkiem patrzymy na plakaty takie, jak te poniżej: wyrażamy protest i odwołujemy managerów klubów, sklepów i targów do definicji słownikowej. Dołączacie się?

7. Sponsoring festiwali będzie coraz częstszy i… to wcale nie tak dobrze.

Z jednej strony cieszymy się, że sponsorzy coraz chętniej spoglądają na festiwale i w nich uczestniczą. Z drugiej strony, jeśli rozwój aktywacji sponsorskich będzie tak szybki i szeroki jak na zachodzie może to przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Strefy sponsorskie pojawiając się na festiwalach w pewien sposób „zabijają” ich lokalny i oryginalny charakter. Jeśli kilka tych samych marek pojawi się jednocześnie na kilku festiwalach w sezonie to… odwiedzając je mamy wrażenie, że TO JUŻ BYŁO, że te festiwale są kopiami samych siebie. Komercjalizacja to rzecz równie kusząca co niebezpieczna. 

8. Pogoda może zepsuć wszystko i nic na to nie poradzisz.

Pogoda – szczególnie w Polsce – bywa kapryśna i od zawsze imprezy plenerowe musiały liczyć się z tym faktem. Co prawda tegoroczne lato było „łaskawe”, ale… wcale nie dla wszystkich. Open’era wspominamy przez pryzmat czterodniowego upału, ale pierwszy dzień Orange Warsaw Festival w czasie burzy odbył się w większości w namiocie Jagermeistera a nie pod scenami muzycznymi. Rozwiązanie? Jeśli znacie jakieś, dajcie znać.

9. Naprawdę. Naprawdę. NAPRAWDĘ warto przyjechać wcześniej.

To już takie przyzwyczajenie. Jeśli impreza zaczyna się o 21 to na miejscu jesteś nie wcześniej niż o 24. To samo mamy czasem z festiwalami i w tym roku okazało się, że jesteśmy zmuszeni  zmienić nasze zwyczaje. Wam radzimy to samo! „Wcześniej” oznacza, że: przewidujesz problemy z dojazdem, przewidujesz problemy z odnalezieniem odpowiedniego wejścia i przewidujesz kolejkę do wejścia. Poza tym, jeśli bramy festiwalu otwierają się o godzinie 14, to warto być wcześniej nawet nie po to, żeby zobaczyć pierwsze koncerty, ale by w świetle dziennym zobaczyć, co jeszcze przygotowali dla nas na miejscu organizatorzy.

10. Zanim przyjedziesz na festiwal, przeczytaj jego regulamin.

SAY WHAAT?! Tak, istnieje coś takiego jak regulamin festiwalu. Jeśli kupiłeś bilet na festiwal, to właśnie w regulaminie znajdziesz info dotyczącące tego: jaki aparat możesz wnieść, czy wejdziesz z butelką wody na festiwal, czy możesz wnieść alkohol na pole namiotowe i czy należy Ci się zwrot pieniędzy jeśli odwołają Twojego ulubionego artystę, albo (o zgrozo!), jeśli odwołają festiwal.