5 życiowych lekcji, które dają nam festiwale

1. Pogoda nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Twoje postrzeganie jej – owszem.

Pucujesz się od tygodni na festiwal, pakujesz najmodniejsze wakacyjne fatałaszki i jedziesz zadowolony na festiwal. A kiedy jesteś już na miejscu i zobaczysz najmniejszą chmurkę na niebie zaczynasz się denerwować i zaklinać pogodę w myślach albo co gorsza na głos, wywołując przy okazji zbiorową panikę: żebyniepadało, żebyniepadało, żebyniepadało. Okej, jak kto woli. Mnie naprawdę nigdy nie przestaną zadziwiać osoby, które nie uczą się na błędach i wciąż przyjeżdżają nieprzygotowane.

Bo jaki to problem, kupić za kilka złotych kompaktowy płaszcz przeciwdeszczowy, folię zabezpieczającą namiot czy zabrać bluzę na chłodniejszy wieczór? To chyba lepsze niż pakowanie 15 koszulek z czego i tak człowiek założy tylko 3. Poza tym, czy jesteś dobrze czy źle przygotowany, dlaczego by nie powiedzieć: „ahoj przygodo!” i po prostu bawić się pogodą? Tańczyć w deszczu i na nowo odkryć w sobie dziecko albo dostrzec, jaki burza może stworzyć klimat? Więc może spróbuj następnym razem łapać chwilę i nawet jak poślizgniesz się na śliskim podłożu, po prostu zacznij się z tego śmiać, a później otrzep się i idź z uśmiechem dalej. I tak może być każdego dnia, więc miej to na uwadze następnym razem, kiedy obudzisz się rano i za oknem zobaczysz niesprzyjającą aurę ;)

5 życiowych lekcji, które dają nam festiwale

2. Dziecko brudne to dziecko szczęśliwe.

Kiedy każdego dnia prasujesz w kancik swoje ubranka do pracy, starannie układasz fryzurę i przed wyjściem z domu upewniasz jeszcze co najmniej 5 razy czy wyglądasz idealnie, to czy festiwal nie jest dobrą okazją by od tego odpocząć? Bo nagle okazuje się, że masz do wyboru: musztrować się, żeby wyglądać jak żurnala (albo mazowieckiej), a podczas koncertów stać grzecznie z tyłu, żeby tego nie popsuć, albo postawić na najwygodniejsze outfity na świecie i szaleć w tłumie do upadłego.

Ja jeżdżę na festiwale zdecydowanie w tym drugim celu, a później jeszcze długimi tygodniami nie mogę ochłonąć po takiej zabawie. Dlatego, jeśli widzisz ludzi w trampkach i najzwyklejszych, wyciągniętych tiszertach, umorusanych czasem nawet na twarzy piaskiem czy kurzem, z włosami nastroszonymi jak po maratonie i czasami w dodatku całych mokrych, bo ktoś ich oblał swoim napojem to pamiętaj, że to oni są w tym momencie najszczęśliwsi na świecie.

5 życiowych lekcji, które dają nam festiwale

3. Nie oceniaj książki po okładce.

Kto z festiwalowiczów nie miał sytuacji, w której zmierzał ze sceny X, na konkretny występ który miał się obyć na scenie Y, kiedy zainteresowały go dźwięki dobiegające ze sceny Z. Poczuł się tak zaintrygowany, że postanowił tam zajrzeć i uprzednio kompletnie nie zainteresowany artystą zakochał się w jego muzyce. Ah, ja nie raz to przeżyłam! Dlatego zawsze próbuj i szukaj nowości. Czasami naprawdę warto.

5 życiowych lekcji, które dają nam festiwale

4. Nie warto palić za sobą mostów.

Wyobraź sobie sytuację, w której poznajesz ludzi podczas festiwalu, ale jesteś dla nich bardzo nieprzyjemny. Bo przecież musisz się na kimś wyżyć, jak coś jest nie tak, a oni są idealnym celem. Przecież jutro festiwal się skończy i nigdy więcej ich nie zobaczysz. W tłumie też lepiej wylać piwo na kogoś, niż na siebie. No i zawsze możesz też pożyczyć od przypadkowej osoby pastę do zębów i nie oddać, bo niby jak Cię znajdzie w tym kilkunastotysięcznym tłumie? BŁĄD.

Wbrew pozorom jest całkiem spora szansa, że spotkasz tych samych ludzi jak nie następnego dnia, to na kolejnym festiwalu. Sama niezłe zdziwko miałam, kiedy świetnie bawiłam się z randomową brunetką na jednym z koncertów, a następnego ranka właśnie ona wyłoniła się z namiotu obok. Miło podczas następnego spotkania z nowo poznanym ziomeczkiem, zamiast przyjmować złowieszczy wzrok, przybić piątkę. Pomyśl o tym, kiedy wciskasz się przed kogoś w kolejkę albo ściągasz z bara w pociągu.

5 życiowych lekcji, które dają nam festiwale

5. Życie nie jest sprawiedliwe, ale i tak jest dobre.

Czekasz od miesięcy na swój upragniony festiwal, nadchodzi ten dzień więc pakujesz swój zmęczony już życiem śpiwór, niewielki, ale w sam raz dla Ciebie i kumpla namiot, ładujesz się w pociąg i jedziesz. A kiedy jesteś na miejscu już od początku wkurzasz się, że ktoś przyjechał odjechaną furą, ma 3 razy większy namiot z bajerami, a w dodatku lepsze ciuchy i lodówkę turystyczna wypełnioną po brzegi tym, na co akurat masz ochotę.

I tylko wkurzasz się na wszystko co masz choć nigdy wcześniej nie wydawało Ci się takie złe. Frustracja narasta, a potem jest już tylko gorzej, bo ktoś jest wyższy i więcej widzi na koncercie, bo ktoś stoi w lepszym miejscu, bo ktoś to lub tamto. Pytanie PO CO się tak nakręcać?! Przecież jesteś tu, gdzie na maksa chciałeś być i miał być to Twój „Time of my life”. Niech więc nim będzie!

5 życiowych lekcji, które dają nam festiwale

Wnioski? Śmiej się i ciesz, poznawaj, odkrywaj, żyj!

Brzmi banalnie, ale kiedy skupisz się na pozytywach, będzie ci się żyło znacznie lepiej. A następnym razem zamiast iść do tej samej knajpy co zawsze, wybierz miejsce, w którym nigdy nie byłeś i zamiast patrzeć w telefon, dosiądź się do kogoś i porozmawiaj.

5 życiowych lekcji, które dają nam festiwale