Orange Warsaw Festiwal 2016 w naszych oczach

Zakończyła się kolejna edycja Orange Warsaw Festiwal. Po raz kolejny na Torze Wyścigów Konnych mogliśmy usłyszeć plejadę polski i zagranicznych artystów. Zapraszamy na relację, przygotowaną przez Krzysztofa Michnicza.

Pod koniec ubiegłego roku czarne chmury pojawiły się na największym, miejskim festiwalem w Polsce. Kiedy Rochstar Events ogłosiło upadłość, z pomocą przyszedł Alter Art Mikołaja Ziółkowskiego, który jest odpowiedzialny za m.in największy festiwal w Polsce – Open’er oraz Kraków Live Festival, na którym występowali tacy artyści jak Sean Paul czy Kid Cudi.

Lokalizacja miejsca – Tor Wyścigów Konnych na Służewcu. Skomunikowana bardzo dobrze z transportem miejskim, infrastruktura ułatwiła dotarcie festiwalowiczom na miejsce imprezy.

Oprócz dużej i małej sceny, na której występowali polscy oraz zagraniczni artyści, mogliśmy znaleźć wiele stref, oferujących gry i zabawy dla uczestników Orange Warsaw Festiwal. Wśród nich m.in strefa Phillip Morris, w której uczestnicy mogli zobaczyć, jak wyglądają w 360°, leży na łóżku wodnych czy ich ulubiony utwór, jest na tyle głośny by swoją siłą (i barwą) mógł odcisnąć ślad na fotografii. Oprócz tego strefa Orange, gdzie uczestnicy mogli spróbować m.in miksu muzyki a także potańczyć w ramach Silent Disco.

A artystycznie ?

Kołysząca (ale niekiedy drapieżna) Lana del Rey, tańcząca z publiką Skin ze Skunk Anansie, melancholijny Tom Odell, który swoją muzyką „zatrzymał deszcz”, robiący z fanami „selfie” Schoolboy Q oraz wypełniony efektami specjalnymi set Skrillexa – to najbardziej zapamiętane momenty, podczas OWF 2016.

Organizacyjnie festiwal wypadł bardzo dobrze. Samo wydarzenie (porównując ubiegły rok), można uznać za „wielki comeback”. Impreza pokazała, jak wielki potencjał ma w sobie. Miejmy nadzieję, że przyszłoroczna edycja, przyniesie równie dobry line-up jak w tym roku. My ze swojej strony – trzymamy kciuki.