KRAKÓW LIVE FESTIVAL – MEKKA HIPSTERÓW

Kraków poradził sobie śpiewająco

Po tym jak Coke Live Festiwal zmienił swoją nazwę na Kraków Live, tracąc przy tym komercyjnego sponsora, obawiałam się, że poziom tegorocznego festiwalu nie dorówna poprzednim edycjom. Błąd! Organizatorzy zasłużyli sobie na szóstkę z zakresu muzyki. Zaproszenie takich a nie innych gwiazd stworzyło dogodny program dla każdego. Niezależnie od tego, jakiego gatunku słuchasz, mogłeś znaleźć coś dla siebie!

KRAKÓW LIVE FESTIVAL 2015

Podzielenie koncertów na dwie sceny stworzyło zabawne widowisko, bowiem po zakończeniu koncertu na krakowskiej scenie cały tłum niczym pielgrzymka przenosił się do drugiego namiotu na główną scenę, aby po wysłuchaniu kolejnego artysty powrócić z powrotem do pierwszego namiotu. Oprócz muzyki uczestnicy mogli także zwiedzić namiot MOC-aka, gdzie kilkoma wystawami zachęcano do odwiedzenia głównego muzeum. Zorganizowano także strefę zabawy z ogromnymi piłkami, leżakami, bańkami mydlanymi i innymi atrakcjami do zabawy i odpoczynku. W strefie gastro można było usiąść, wypić, zjeść coś i spróbować typowych, aktualnie „hipsterskich” wynalazków takich, jak holenderskie mini naleśniki czy owoce w czekoladzie.

KRAKÓW LIVE FESTIVAL 2015

Brody, kucyki i odkryte brzuchy

Krakowskie błonia na trzy dni opętała typowa festiwalowa moda. U mężczyzn królowała broda i uczesanie na samuraja, a dziewczyny odkrywały brzuchy, nosiły tonę frędzli, wianki na głowię i białe spodenki. Jadąc na festiwal sądziłam, że dane mi będzie zobaczyć różne style (być może nowe, których jeszcze nie znam?), które dostarczą mi inspiracji. Jak mylne było moje zdanie! Gdy weszłam na teren festiwalu uderzył mnie ogrom identycznych fryzur, stylizacji a nawet dodatków. Przechadzając się po strefie gastro nie mogłam rozróżnić poszczególnych osób, dla mnie wszyscy wyglądali identycznie.

Jednak… był pewien element zaskoczenia. Spodziewałam się, że na festiwalu pojawią się głównie krakowianie i osoby z różnych zakątków Polski, ale już od pierwszego momentu mojej przygody na Kraków Live oprócz muzyki słyszałam głównie angielski. Festiwal ściągnął do Krakowa miłośników muzyki z całej Europy, co biorąc pod uwagę moje zamiłowanie do spontanicznego poznawania nowych osób, ogromnie mnie ucieszyło!

KRAKÓW LIVE FESTIVAL 2015

Fałszywy alarm integracyjny

Niestety okazało się, że prawie wszyscy, którzy przybyli na festiwal, nie są miło nastawieni na integrację i poznawanie nowych twarzy. Piszę „prawie wszyscy”, ponieważ zdarzyło się kilka wspaniałych wyjątków. W całej grupie indywidualistów z samurajskimi kucykami i wiankami na głowie spotkałam bardzo pomocnych i przyjaznych „nieindywidualistów”. Jako że wzrostem przypominam krasnoludka bardzo miło wspominam chłopaka, który widząc jak marnie wyciągam ręce do góry żeby zrobić jakiekolwiek zdjęcia, po prostu wziął mój aparat, sam je zrobił a potem uroczo się uśmiechnął i oddał moją własność.

Grzechem było by tu nie wymienienie przemiłych chłopaków z Białegostoku, dzięki którym spędziłam festiwal uśmiechając się i bawiąc jak nigdy. Dzięki nim poczułam, że jesteśmy tam wszyscy dlatego, że kochamy muzykę i dobrą zabawę. Ogromny zastrzyk entuzjazmu otrzymałam też od kolegów z Ukrainy, którzy swoją pogodą ducha zarażali wszystkich wokół.

KRAKÓW LIVE FESTIVAL 2015

Dla dużego i małego

Myśl, że na festiwalu spotkam tylko osoby w granicach mojego wieku, także była mylna. Co chwilę spotykałam dzieci z rodzicami, nawet te najmniejsze z ogromnymi słuchawkami na uszach. Na początku sądziłam, że takie małe bąki nie będą zadowolone, ale widząc roześmiane buzie i iskierki w oczach podczas koncertów ja także zaczynałam się uśmiechać! Oprócz dzieciaków spotykałam też grupki dużo starsze ode mnie. Do tej pory ja jak i wiele moich znajomych mieliśmy wrażenie, że muzyka i artyści, którzy grali na Live Festival przyciągną wyłącznie młodsze pokolenia, ale widać zamiłowanie do muzyki nie zna granicy wieku.

Minusy?

W całym ogromie niespodzianek trudno było zobaczyć jakieś minusy. Organizatorzy włożyli w festiwal całe swoje serca jak i doświadczenie! Jedyne, co dawało się we znaki, to brak miejsca. Krakowskie błonia to ogromy zielony teren, który jest w stanie pomieścić tysiące osób, zaskoczyło mnie więc, że obszar festiwalu jest tak mały. Przed czy pomiędzy koncertami ciężko było się poruszać na terenie nie zahaczając o czyjąś torbę, czy nie potykając się o wyciągnięte nogi.

Ciekawym pomysłem była promocja piwa Desperados. W ostatni dzień przed bramą można było dostać zachęcającą próbkę nowego smaku wyprodukowanego przez markę. Sądzę jednak, że producenci nie do końca przemyśleli ten chwyt, bo jak wiadomo na teren festiwalu nie można wnosić jakichkolwiek napojów, co dopiero alkoholu. Efekt? Otrzymane piwo trzeba było wypić „na szybko” przed samym wejściem, śpiesząc się na koncerty.

Mimo wszystko jestem pewna, że Kraków Live Festival ma swoich fanów. Sądzę, że po tym weekendzie równeiż ja stałam się jednym z nich. Na pewno wrócę tam za rok i za dwa lata. Kto wie, może spotkam te same twarze? Wiem jedno – na tym festiwalu nie da się być smutnym!

KRAKÓW LIVE FESTIVAL 2015