JAK BYŁO?!
Generalnie mam wrażenie, że było poprawnie. Może spowodowane jest to tym, że bardziej lubię festiwale w przestrzeni miejskiej? Trduno mi to ocenić, natomiast Melt! Festival nie zachwycił mnie niczym, co miałoby zmotywować mnie do powrotu. Nie oznacza to jednak, że festiwal nie ma żadnych zalet.
LOKALIZACJA
Pierwsza rzecz, która kojarzy się z Melt!em to maszyny. Faktycznie są monumentalne. Ogromne. Zachwycające w oświetleniu wieczornym. Znajdują się na terenie wyspy, która leży w centrum jeziora. W jaki sposób na wyspie znalazły się maszyny? To właśnie one wykopały jezioro w okół nich! Ferropolis – Miasto ze Stali to nadzwyczajny krajobraz. Na co dzień funkcjonuje jako muzeum, kilka razy w roku odbywają się tam imprezy muzyczne, w tym właśnie Melt!
Jak wygląda dojazd na festiwal? Najszybszą opcją jest nocowanie na polu namiotowym. Z pola namiotowego można na pieszo dojść na teren fesiwalu wzdłuż jeziora, bądź skorzystać z darmowych shuttle bussów, które co chwilę kursują między polami namiotowymi a wejściem na festiwal.
Inną, trochę droższą, ale bardziej komfrotową opcją jest nocleg w pobliskich miastach, np. Dessau, Lutherstadt. Stamtąd dedykowane autobusy wycieczkowe wyposażone w klimatyzację przewożą festiwalowiczów na teren imprezy. Autobusy co pół godziny odjeżdżają zarówno z miasta jak i z festiwalu. Kurs w jedną stronę trwa pół godziny, a koszt biletu na autobus na 4 dni to 45 euro.
TEREN FESTIWALU
Przed wejściem na teren festiwalu mijam Sleepless Floor, czyli plenerową scenę, która jak sama nazwa wskazuje dedykowana jest tym najwytrwalszym. Z resztą przy samym wejściu festiwal wita mnie napisem „WHO NEEDS SLEEP TONIGHT?
Poza tym sam teren wydarzenia nie jest wcale ogromny. Główna scena jest ustawiona w centrum amfiteatru, dzięki czemu festiwalowicze mogą szaleć na płycie, bądź na spokojnie oglądać koncerty z poziomu betonowych schodów. Reszta scen zlokalizowana jest w plenerze lub pod namiotami.
Podobnie jak na Berlin Festival
, także tu dostaję opaskę z chipem RFID, która pozwala mi na płatności bezgotówkowe. Wszystkie transakcje odbywają się tutaj dzięki opasce.
Co z atrakcjami dodatkowymi? Jest tego sporo i każda z nich jest dosyć oryginalna, albo po prostu z niewiadomych przeczyn nie widziałam ich w Polsce. Po pierwsze: tatuaże flashowe, każdy może przyjść i wybrać sobie wybrany wzór, który następnie odbijany jest na wybranej partii ciała. Pierwszy tatuaż jest darmowy, kolejny to koszt 1 euro. Nice. Druga atrakcja to wianki: mnóstwo kwiatów, dwie dziewczyny, które na bieżąco plotą kwieciste korony i wesoły warsztat w okół. Znów – za darmo. Bez designerskiej przestrzeni. Na zewnątrz pustego kontenera. Wystarczyły dwa duże stoły i kilka ławek ;)
Następna aktywność, z której skorzystałam to fotodbuka Levisa – czyli budka, w której każdy stawał się gwiazdą festiwalu. Efektem był fotomontaż, na którym skakaliśmy z głównej sceny wprost na publiczność. Wysokiej jakości aplikacjia, niestety słabej jakości efekt. Szkoda. No i mój faworyt, czyli plac zabaw dla dorosłych – coś, czego zdecydowanie brakuje u nas: piaskownica, huśtawki, liny i… małe koparki.
Poza tym na terenie festiwalu można było znaleźć strefę mody, czy trzecigo sektora oraz oczywiście różowy kontener DISCO (więcej info o nim znajdziecie w relacji z Berlina). Bardzo fajnym elementem przestrzeni był też ekran diodowy, na którym co chwilę wyświetlano kreatywne komentarze do aktualnych sytuacji na terenie festiwalu, np. „No standing only dancing” albo „What would Kylie do?”.
Jedzenie, trochę inaczej niż u nas, nie było serwowane głównie z foodtucków, ale ze oznaczonych stanowisk gastronomicznych. Jak co roku najlepszą imprezę wśród nich organizowała strefa Melt!ed Cheese. Jak możecie sobie wyobrazić zapach płynący stamtąd był niesamowity… Poza tym, jeśli wybieracie się w przyszłości na Melt!a lepiej najedzcie się przed wyruszeniem na rave.
O samych koncertach nie będę pisać, bo… nie jesteśmy portalem muzycznym (tak, pamiętajcie o tym!), natomiast jeśli ciekawi Was występ głównej gwiazdy Kylie Minogue, to przychodzi mi na myśl tylko jedno pytanie…WHY KYLIE? WHY?